Pewna niemiecka dziennikarka- Judith Duportail postanowiła przetestować prawo dostępu do danych zwracając się do portalu społecznościowego Tinder o udostępnienie kopii danych osobowych przetwarzanych na jej temat. Jakież było jej zdziwienie gdy po licznych perturbacjach otrzymała… 800 stron informacji na swój temat.
Dostęp do danych osobowych
Sprawę opisał ostatnio The Guardian. Otrzymanie danych nie było łatwe – udało się dopiero po interwencji ze strony prawników, a także gdy Judith Duportail ujawniła, że jest dziennikarką. Taka opieszałość w udzielaniu informacji nie będzie możliwa wraz z rozpoczęciem stosowania RODO (25 maja 2018 r.), które wprost zobowiązuje administratorów danych osobowych do udzielenia informacji w terminie 30 dni (a w szczególnie skomplikowanych przypadkach do 2 miesięcy) od dnia złożenia wniosku przez osobę zainteresowaną.
Zakres przetwarzanych danych
Wracając jednak do encyklopedii danych osobowych jakie otrzymała Judith Duportial – okazało się, że poza danymi świadomie podanymi na portalu, Tinder zbierał informację o tym w jakich miejscach dziennikarka wchodziła do aplikacji, z kim wtedy rozmawiała, a także gdzie i kiedy nawiązywała znajomości. Dodatkowo – wobec tego że jej konto było sparowane z kontem na Facebooku – na liście pojawiły się jej wszystkie polubienia, a także zdjęcia z Instagrama, mimo że konto na tym ostatnim portalu zamknęła jakiś czas temu.
Ryzyko wycieku
Judith Duportial najbardziej poruszyło, że jej intymne dane mogą zostać ujawnione poza aplikacją Tinder, czy to na skutek ataku hakerskiego czy choćby w razie sprzedaży Tindera na rzecz innego podmiotu. Ten przypadek pokazuje, że świadomość wartości jaką przedstawiają dane osobowe powoli rodzi się w społeczeństwie. Prawdopodobnie w niedalekiej przyszłości prawo do bycia zapomnianym okaże się cennym narzędziem do zapewnienia sobie anonimowości.